Wczoraj pożegnalam Zosię. Najpierw krótki spacer, a potem już tylko zostało pakowanie. Zosia była bardzo poruszona. Przecież to był początek nowej przygody. Uścisnęłam ją mocno życząc szczęśliwej podróży. "Będziesz bardzo kochaną lalą." - dodałam. Pomachała rączką uśmiechnięta... I odjechała.
***
A ja przypomnialam sobie poranny spacer. Poszłyśmy zobaczyć morze. Było już spokojne, po niedawnej wichurze nie zostało nawet śladu. Schodami weszłyśmy na górę klifu i rozejrzałyśmy się. Przed nami widać było niedużą polanę, a na niej w środku pomiędzy trawami stał duży ptak.
"Popatrz" - zawołała Zosia. - 'Co to jest?"
"To gęś." - odpowiedziałam. - "Dzika gęś."
"Jaka piękna." - usłyszałam Zosię... Popatrzyłam na nią zdumiona. Była zachwycona ptakiem. Zaczęła iść w jego kierunku. Gęś nagle spłoszona odleciała na gałąź pobliskiego drzewa, a po chwili pofrunęła dalej w kierunku morza. Leciała coraz szybciej, aż zniknęła...
Wracałyśmy do domu, gdy Zosia coś mi pokazała. Był to zielony kapturek.
"Skąd to masz?" - zapytałam.
"Znalazłam na polanie. Tam, gdzie stała gęś." - rzekła Zosia. - "Jest taki sam jak mój kapturek, tylko mniejszy. Dam ci go na pamiątkę. Chcesz?"
Podziękowałam. Wyobraziłam sobie Piękną, która przez cały czas przebywała w pobliżu Zosi, aż uznała, że może wrócić na wyspę. Przypomniała mi też o Nielsie. "Muszę go odnaleźć, muszę."
Dziękuję wszystkim, którzy tutaj zaglądają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz